niedziela, 27 czerwca 2010

it's all fair game, anyway\\

Od małego miałam słabość do zespołów z kobietami na wokalu. Zaczęło się oczywiście od Spice Girls. Potem było już lepiej. Przewijali się: No Doubt, The Distillers, Garbage, The Long Blondes, Those Dancing Days czy Music Go Music, o których na pewno gdzieś jeszcze wspomnę. Dzisiaj jednak będzie o moich nowych ulubienicach. The Like.


Te urocze kobietki z Los Angeles wydały właśnie swój drugi album zatytułowany 'Release Me'. Z tej okazji postanowiły zmienić swoją stylówkę. Zmienić? O nie! Zburzyć i zbudować na nowo. Za czasów debiutu 'Are you thinking what I'm thinking?' wyglądały jak każdy inny indie girlband. Czyli tak...


Teraz nie mogę się na nie napatrzeć! Jakby właśnie przeniosły się w czasie z lat sześćdziesiątych do współczesności. Uwielbiam ich zespołowy image! Są przepiękne, są zrobione. I za nim napiszę o ich muzyce MUSZĘ wkleić kilka fot zespołu.



Czyż nie są urocze?
Oprócz tego, że wyglądają, dają czadu. Na płycie 'Release Me' znajduje się 12 utworów utrzymanych - zgodnie ze stylówką w klimacie lat sześćdziesiątych. Warto zwrócić uwagę na to o czym traktują ich piosenki. Z Berg (córka tego Tomy Berga od BRMC) w swoich tekstach jest bardzo kobieca. Nie jest jednak kolejną biedną i porzuconą ofiarą mężczyzn. To ona rzuca ('Release Me'), walczy o związek ('I can see it in your eyes'), a gdy trzeba wścieka się niemiłosiernie ('Wishing he was dead'). Jest także moje ulubione 'Trouble in pardise' w którym stwierdza, że skoro nie wychodzi Ci z tym facetem daj mi szansę być z nim szczęśliwą. Teksty na całej płycie wydają się być bardzo szczere i prostolinijne. Jeżeli Z pisała je od serca, to musi być zajebistą osobą.

Muzycznie przypominają mi troszkę Szwedki z Those Dancing Days. Pozytywne, wesołe melodie. Charakterystyczne organki. Wszystko, brzmi bardzo, bardzo dziewczęco, ale z pazurem. Płytę stylizował (produkował) sam Mark Ronson nie dziwi więc, że wszystko jest na niej elegancko wyszlifowane. Ronson to nie jedyne 'nazwisko' kojarzone z zespołem. Berg spotyka się z Ryanem Rossem, Tennessee jest córką Pete Thomasa + dziewczyny były w trasie między innymi z Muse, Kings of Leon czy Razorlight. Aktualnie grają koncerty z The Strokes.

WOW!

Zdecydowanie warto posłuchać.

The Like to:
Z Berg - Guitar and Vocals
Tennessee Thomas - Drums
Laena Geronimo - Bass
Annie Monroe - Organs

Wszystkie niepodpisane zdjęcia pochodzą z Facebooka The Like

PS: Happy B-Day, Z !!!

the englishman in nevada city\\

Kocham mojego brata! Dziś szczególnie mocno. Przechodzę koło jego pokoju i słyszę nieznaną mi piosenkę.

kto powiedział, że psychodelia to czaszki?
foto z Myspace

- Młody! Czego słuchasz?
- Nie wiem!
- Jak to nie wiesz?
- Nie jest podpisane. Jak znajdę to ci wyślę linka...

Wracam do pokoju. Czekam. Wytężam słuch. Muzyka dobiegająca z jego pokoju intryguje. Jest! Otwieram link. Ściągam. Włączam. Odpływam i jakiś czas mnie nie ma. EP-ka się kończy. Ja chcę jeszcze raz!

Tak właśnie poznałam Kings & Queens. Ktoś użył ich kawałka 'National Divide' w filmiku rowerowym, który oglądał mój brat. A ja się zakochałam. Portale internetowe przyklejają im głównie etykietki z napisem 'indie', 'psych','folk'. O to ostatnie osobiście średnio bym ich posądzała, ale ok. Najbardziej trafny opis swojego brzmienia mają na Myspace. "Sounds like a horse slowing down'. Dokładnie.

A wszystko zaczęło się gdy w 2006 roku rozpadł się zespół The Pleased (tak, ten od Joanny Newsom). Rich Good urodzony w Crawley (południe Angli) wraz z swoją żoną Andreą osiedlili się w Nevada City i założyli Kings & Queens. Cztery lata później mają na koncie 6 pozycji i wspólne koncerty z cudowną Bat For Lashes czy Howlin Rain. Ja katuję 'The Dream Ends in Fury' czyli pierwsze LP. Tymczasem oni kwietniu tego roku wydali już trzecie. Nosi tytuł 'Jet in Carina'.

Jakbym się nie namęczyła i tak nie napiszę o nich trafniej niż oni sami o sobie. Nieczęsto się zdarza żeby zespół potrafił coś tak ciekawie i trafnie o sobie napisać, dlatego zdecydowałam się na cytat:

'The music trips down the mountains to the scrubby desert, landscape affecting sound. Kings & Queens is darkly psychedelic dream-pop (sparkling with tints of Peter Green-era Fleetwood Mac, Neu!, Roxy Music and Nick Drake); a layer cake of delayed guitars and analog organs twist and grind while harmony vocals float above a relentless rhythm section. These songs will see you warmed and alarmed. It gets under your skin.'


Co jeszcze mogę dodać? Posłuchajcie. Dajcie się zaczarować.

Fragmenty 'The Dream Ends in Fury' do ściągnięcia tutaj.

Kings & Queens to:

Andrea Good
Rich Good
David Torch
Art Echternacht

czwartek, 24 czerwca 2010

eyjafjallaOutOfTune\\

To nam Josi reckę zapodała elegancką! Moje ulubione fragmenty to te o Grancie i barierkach :D No dobra, ale do tematu...


stara fota OOT zajebana z Lasta


Chciałam napisać parę słów o koncercie Out Of Tune w szczecińskim klubie Alter Ego. Zacznę od negatywnej strony całego eventu - publiczności. Nie było jej za wiele. Ja nie potrafię ogarnąć dlaczego. Większość młodzieży w tym cudownym mieście to 'indie' dzieciaki z badzikami swoich ulubionych kapel, które co roku lansują się na Heinekenie, a na codzień słuchają muzyki z MTV2. Czy jeżeli Out Of Tune nie grają w MTV2 to znaczy, że są chujowi i na ich koncerty się nie chodzi? A może nikt im nie powiedział, że dostaną za to +10 punktów do lansu? Plus. Ci co się zjawili genialnie się bawili. Remiza party to najwyraźniej motyw przewodni każdego koncertu w Szczecinie...

Najfajniejsze jest to, że to JA jestem najbardziej marudzącą osobą. Panowie z OOT zdają się być pozytywnie do Szczecina nastawieni. Może oni ironizują? Jeżeli nie to podziwiam optymizm. Naprawdę. Na swoim blogu
bardzo nasze miasto chwalą, a już szczególnie nagłośnienie klubu i pana Czarka. Ich relacja, do przeczytania na ich Bloggerze.

A teraz ja pochwalę trochę Out Of Tune, bo sobie zasłużyli. Były zmiany w składzie. Do zespołu dołączył Kuba Dykiert, a perkusistę Michała zastąpił Kamil Kukla, którego w Szczecinie zastąpił inny Kamil. Whatever. Eryk (wokalista. dla niewtajemniczonych) wygrał prawie wszystkie pojedynki z mikrofonem. Tylko raz ratował się pożyczając mikrofon od Mateusza. Mateusz natomiast niszczył chórkami. Kogoś pominęłam? A! Maciek wyglądał jakby uciekł z The Strokes.

Zagrali bardzo fajny set. Bardzo. Było 'Killer Pop Machine' i 'Confidence' czyli moje zdecydowanie ulubione utwory. 'Plastikowy' z debiutu, chyba 'Refugees' się pojawiło (nie pamiętam dokładnie, ups). Były także utwory z nowej płyty, którą Eryk miał ponoć już w całości na laptopie. Nawet mi przeszło przez myśl, żeby go zagadać co by mi ją zgrał, bo wymacałam w torbie kabel do telefonu, ale się przed tym przypałem powstrzymałam. Może niedługo ją wydadzą. Mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej bo z tego co usłyszałam podczas występu ciekawie się zapowiada.

A teraz mój highlight. Otóż Out Of Tune zaskoczyli mnie coverem, który zagrali. Spodziewałam się 'Szklanej Pogody', ale chyba za mało ludzi było w średnim wieku, aby puścić żarcik o tym, że niektórzy przyszli z rodzicami, spoko. Panowie wzięli tym razem na warsztat 'Psycho killer' (w oryginale Talking Heads). Śpiewałam to przez nich przez cały weekend! Przebili White Lies. Zagrali to po swojemu i brzmiało naprawdę genialnie. Panowie mają rękę do coverów. Zdecydowanie jest to polski zespół eksportowy. Jak uda im się wyrwać za granicę kraju, nie będzie siary. Wręcz przeciwnie.


Po koncercie, jakoś szybko się zmyłyśmy (dobrze jest mieć własny samochód). Pozdrawiam z tego miejsca Kaś, która reprezentowała ze mną na koncercie OOT Szczecin Fans, a teraz bansuje na wakacjach w stolicy :D Oby więcej wspólnych
wypadów!


fragment 'Szklanej Pogody' w wykonaniu OOT w Lublinie by quasimoi

poniedziałek, 21 czerwca 2010

summer is (not) overrated\\

Jaki piękny początek - dziś pierwszy dzień lata. W szkołach zajęcia się kończą i mentalnie robi się gorąco. Niektórych tak grzeje, że biegają w krótkich spodenkach, a przecież jest zimno! Wokół ogólna radocha i rzyganie tęczą. Ponieważ dzisiaj oficjalnie poszły się jebać wszystkie moje wakacyjno-festiwalowe plany. Cofam się w czasie. Mniej więcej o rok. Też mnie wtedy cieszyło nadejście lata i wakacji!



Do Krakowa na Selector Feastiwal wybrałyśmy się głównie z powodu Franz Ferdinand. Boscy Szkoci nie zawodzą nigdy. Widziałam ich w akcji 6 razy i nie odnotowałam słabego występu. Alex Kapranos wodzi publikę za nos. Rzuca zalotne spojrzenia, nieustannie kokietuje fanów w pierwszych rzędach. Wystarczy kombos: spojrzenie + ruch brwami i ma Cię! Aż iskrzy! Ciekawe czy jest świadomy, że 3/4 fanek wraca z jego koncertów przekonanych, że mu się podobają... Wcale bym się nie zdziwiła gdyby okazało się, że 'This Fire' pisał patrząc w lustro.
Był także Fisherspooner, którego show był dla mnie największą niespodzianką wieczoru. Tańce, przebieranki, wizualizacje... Niby się o tym słyszało, ale nie byłam na to gotowa. Och, jakie to było alternatywne!


Kloodi i Margee, a w tle Fisherspooner - gwiazda muzyki elektro.


Największą niespodzianką festiwalu był dla mnie jednak norweski Royksopp. Hipnotyczny set, fantastyczna i przesłodka Anneli Drecker, Torbjorn nieustannie krzyczący, że kocha Polskę...
Później gdzieś czytałam recenzję tego koncertu i pan dziennikarz, bardzo na te właśnie okrzyki narzekał. Nie rozumiem dlaczego. Uważam, że były cudowne i spontaniczne, a dokładniej cudowne bo spontaniczne. Torbjorn! Nie żałuj sobie okrzyków! Jesteś Norwegiem! Wikingiem jesteś!
W epicentrum euforii znalazłam się gdy usłyszałam pierwsze dźwięki 'What else is there?' z którym Annieli dała sobie wspaniale radę. Nie zostałam na bisy. Uciekała mi ekipa. Mogłam pozwolić im uciec i wracać sama. Młoda byłam...

Na początku miałam zamiar streścić wszystkie moje zeszłoroczne, wakacyjne wydarzenia, ale dużo tego cholera! Konkluzją miało być to, że tego lata nie mam ani jednego biletu. Selector opuściłam, na Opener wybieram się tylko niedzielę, z Pukkelpop'a też nic może nie wyjść i te wakacje będą bardzo, bardzo nieudane. Chciałam się trochę pożalić i pokazać jaka to ja nieszczęśliwa. Jednak tego nie zrobię!

W trakcie pisania o Fisherspoonerze dostałam na Facebooku wiadomość od znajomej (z koncertu Kasabian) z propozycją wyjazdu na Queens Of The Stone Age w sierpniu do Berlina.

'Byłam już na koncercie QOTSA w Zitadelle Spandau - to uroczy zameczek/pałacyk (jak zwał tak zwał) pośród którego piwo lało się strumieniami i pachniało konopiami. Klimat, którego nie wolno przegapić ;)'

Brzmi kusząco, prawda? Może nie będzie aż tak źle?
Uch, robi się gorąco!




sobota, 19 czerwca 2010

pilot \\

Mija już tydzień od kiedy spakowałam to pudło. Biały box z Ikei wypełniony głównie płytami, podpisanymi okładkami i kilkoma zdjęciami. Dla większości bez nadzwyczajniej wartości. Dla mnie najcenniejszy ze wszystkich waliz i pudełek, które spakowałam wyprowadzając się z Warszawy.
Mija już tydzień od kiedy wsiadłam w samochód i wyjechałam. Bez pożegnań, bo pożegnań nie lubię. Bez oglądania się za siebie. Bezwzględnie i prawie obojętnie. Tak przynajmniej myślałam...
Mija tydzień, a ja robię WSZYSTKO żeby się tylko nie rozpakowywać. Wydaje się, że na rzeczy, które przywiozłam nie ma miejsca w pokoju trzykrotnie większym niż ten, który wynajmowałam.
Potwornie się przy tym nudzę. Przeobrzydliwie lenię. Wściekam się niemiłośniernie na to miasto, w którym nie ma nic, a jak już coś jest, to jest zepsute.
Mam tu spędzić jeszcze co najmniej dwa miesiące. Wiec żeby nie zwariować będę mówić. A najlepiej mówi mi się o muzyce. To dla mnie najbardziej naturalny i zarazem najbardziej ekscytujący temat. O muzyce będę mówić nieobiektywnie. Z mojego punktu widzenia. Bądźcie gotowi na monologi o płytach, muzykach, koncertach, publicznościach, teledyskach, facebookach, twitterach, klubach i na innych takich tam. Po mojemu.

Bo to moje pudełko.